Znacie ten cytat? Ja go bardzo lubię, pochodzi z książki Tolkiena "Hobbit, czyli tam i z powrotem", jedna z książek, razem z całą trylogią "Władcy Pierścieni", mojej młodości ;)
Ale oczywiście nie o tym będę pisać. Wróciliśmy do Ankary po 10sięcio dniowej podróży wybrzeżem Morza Czarnego. Zastanawiam, jak zabrać się za opisywanie, bo dużo się działo, na prawdę dużo....
Wyruszyliśmy w czwartek wieczór, autobus startował około godziny 20. Byłam razem z Adrianem i Sanny. Tak spędziliśmy naszą pierwszą noc a rano, około godziny 8 wysiedliśmy w Trabzon.
Dzień pierwszy, piątek 19 października 2012
Na dworcu autobusowym czekaliśmy na Memeta, który miał do nas dołączyć i podróżować wraz z nami. W między czasie ruszyliśmy posiedzieć nad Morzem, pogoda była pochmurna, trochę wietrzna. Przed wyjazdem ostrzegano nas, że charakterystyczne dla tego regonu są deszcze. Następnie w przydworcowej knajpce wypiliśmy herbatę. Zjawił się Memet i ruszyliśy w stronę centrum, miejsca spotkania z naszym pierwszym hostem.
Był to pierwszy raz, gdy postanowiliśmy skorzystać ze strony CouchSurfing. Idea tej strony jest bardzo zacna ;) Gromadzi ona ludzi, którzy dają podróżnym miejsce w swoich mieszkaniach, gościnność, ale nie chodzi tylko o darmowy nocleg. Jest to coś więcej, wspólny czas, zaproszenie do swojej kultury.
Naszych hostów spotkaliśmy w parku w centrum. Miejsce wyglądało "europejsko", coś w rodzaju bulwaru, z kawiarniami i McDonaldem. Nazik i Aykut zaprowadzili nas do swojego mieszkania które dzielą wraz z Umitem, Ur i Jam. Są oni studentami, żyją bardzo rodzinnie. To co nas zaskoczyło to wspólnotowość, jaką tworzą w mieszkaniu. Razem gotują, jedzą, spędzają czas. Posiłki wyglądają tak: patelnia na środku stołu, wszyscy gromadzą się dookoła niej, łamią chleb. Kolejna rzecz to wspólne palenie. Wszyscy tu palą papierosy, mają specjalną puszką z tytoniem, która krąży i wszyscy je skręcają, jedynie my podawaliśmy ją dalej.
Po późnym śniadaniu i prysznicu wyruszyliśmy poznawać miasto. Wyszliśmy z Nazik i Aykutem, krążyliśmy między uliczkami pełnymi kupców, straganami, gwarem. Zajrzeliśmy do muzeum miasta, parku. Był to nieśpieszny spacer. Lubię to, bo wtedy można chodź trochę poobserwować ludzi. Wiecie, że widać, że Turcy lubią swoją pracę? Wszyscy sprzedawcy wyglądają na naprawdę zadowolonych ludzi, rozmawiają między sobą, śmieją się, piją herbatę.
Potem złapaliśmy dolmusz-a (mały busik), który zawiózł nas na Boztepe. Miejsce na szczycie góry, z którego widać piękną panoramę miasta i Morze Czarne. Usiedliśmy na jednym z tarasów, zamówiliśmy turecką herbate i fajkę wodną. Dołączyli do nas inni studenci, Tufan i dziewczyna, której imienia już nie pamiętam. Tak spędziliśmy ten wieczór.
Gdy wracaliśmy do mieszkania było już ciemno. Na kolację zjedliśmy rybę, przyrządzoną przez naszych gospodarzy (halibut), gdy kładliśmy się spać, było około 24....
Tego też dnia odłączył się od nas Memet. Musiał wracać do domu z powrotu pogrzebu, w taki oto sposób na nowo zostaliśmy w trójkę...
poranek nad Morzem |
herbata przy dworcu |
spacer po Trabzon, od lewej nasi hości: Aykut i Nazik |
mężczyźni robiący miotły |
w parku |
Boztepe |
Boztepe w ciemnościach |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz