sobota, 6 października 2012
Dobre myśli
Dziś zaczynam trochę inaczej.
Ostatni tydzień był ciężki. Oczywiście były miłe chwile, wspólne wyjście na obiad ze znajomymi ze studiów, ciąg dalszy poznawania tureckiej kuchni, przyjęcie urodzinowe kolegi. Sporo czasu poświęciłam na naukę, zaczęłam powtarzać anatomię i nadrabiać zaległości filmowe. W tym tygodniu, razem z Adrianem obejrzeliśmy :"Cudowne ręce", "Jeden dzień", "wszyscy jesteśmy Chrystusami" i "Miłość i inne używki". To naprawdę dobry wynik jak dla mnie, bo normalnie nie oglądam ich dużo.
Ten tydzień był inny, bardzo spokojny. Przychodziły też smutne myśli, zwątpienia. Dlaczego jesteśmy właśnie w Turcji ?!
Teraz jest mi dobrze. Mamy słoneczny sobotni poranek, no może prawie popołudnie. Dobre śniadanie i kawa są za mną, pranie, Adrian zajął się sprzątaniem balkonu.
A o godzinie 14 jedziemy nad jezioro! Bardzo bardzo się z tego cieszę. Tak pragnę kontaktu z naturą, wyjechać na chwilę z Ankary.
Jedziemy z Klaudią, Sanny i jej chłopakiem Memetem (przyjechał do nas na początku tego tygodnia) oraz z Erickiem. Czy wspominałam wam o nim?
Jest to właściciel naszego mieszkania. Hmmm... nie wiem jak go odpowiednio opisać. Jest dość specyficzny, chodź mam poczucie, że to dobry człowiek. Jest około 40-dziestki i wiemy, że jest samotny. Włącza się w życie erasmusów (!?) i stara się być naszym kumplem. W pierwszym tygodniu, gdy przyjechaliśmy do Ankary, zabrał nas na bardzo wykwintną kolację a potem na najlepsze lody w Turcji. Teraz zaproponował wspólny wyjazd nad jezioro. Postanowiliśmy jechać wszyscy razem. I jak już pisałam, cieszę się z tego. Wiem też, że Erickowi (jego tureckie imię to Erhan) zależy na kontakcie z językiem. Jest bardzo pomocny, gdy tylko potrzebujemy czegoś do mieszkania, od razu nam pomaga, przywozi (stół, miski, odkurzacz, suszarkę do naczyń).
I udało nam się załatwić pozwolenie na pobyt! Trochę z przebojami, ale jest. Otóż, postanowiliśmy, że pod posterunkiem policji będziemy już o 6 rano, żeby zająć dobre miejsce w kolejce. Wstaliśmy o 4, bo szliśmy pieszo,a to zajmuje przeszło godzinę. Ankara spała, na ulicach kilka taksówek i to wszystko. Pod posterunkiem było już około 40 studentów, stanęliśmy w kolejce. Tak czekaliśmy do godziny 8, aż otworzą drzwi. W między czasie doszła do nas Yasmin, nasza koleżanka, z którą studiuję, Belgijka (a właściwie Holenderka tureckiego pochodzenia). Dalej to co już znam. Przejście przez ochronę, bieg do kolejnej kolejki i... tym razem bierzemy bilecik! Wypełniamy wnioski i czekamy. Czekamy, czekamy... jemy drugie śniadanie, wypijamy herbatę. Czuję się przemarźnięta. Cała nasza trójka jest zmęczona, bo wieczór wcześniej położyliśmy się spać ok 1 w nocy, razem braliśmy udział w przyjęciu urodzinowym kolegi. Dochodzi godzina 12 i urzędnicy robią przerwę na lunch. Postanawiamy na godzinę pójść do pobliskiego centrum handlowego ANKAmall, podobno największego w stolicy. Adrian i Yasmin zjadają lunch, ja wypijam turecki ayran. Wracamy, mija już tylko godzina i wyświetla się mój numerek, potem Yasmin i na końcu kolej Adriana. Policjant jest bardzo miły, pyta mnie, jak mi się tu podoba, ja podaję moje dokumenty, płacę potrzebne pieniądze. Za miesiąc mamy zgłosić się po odbiór. Ufff... wszystko dobrze :)
W ciągu tego dnia towarzyszy mi uczucie irracjonalności tego, co tu się dzieje. 8 godzin czekania, duże pieniądze, jeden urzędnik obsługujący setki studentów, nieśpieszna atmosfera, różowe teczki, które musimy kupić, aby przekazać nasze dokumenty właśnie w nich, komunikaty, które są jedynie w języku tureckim, o odbiorcami jesteśmy my, obcokrajowcy. Witamy w Turcji ;)
Obserwowałam to wszystko z delikatnym uśmiechem, myślę, że to był jedyny raz, gdy przeżyłam coś takiego. ONCE.
Wracamy do mieszkania, tym razem bierzemy metro, na naszej ulicy robimy zakupy, warzywa, owoce, mleko, chleb, woda.
Ja padam nałóżko i przesypiam trzy godziny. Adrian zajął się komputerem, zrobił czekoladowy budyń i pospał może godzinkę. Wstaję około 18, biorę prysznic. Zabieramy się robienie kolacjo/ obiadu. Jest to coś w rodzaju leczo, mnóstwo warzyw, które wrzucamy na głęboką patelnię. Papryka zielona i czerwona, cebula, pomidory, pietruszka, marchewka. Dodatkowo ziemniaki zapiekane w piekarniku. Zjadamy to oglądając film, a na deser budyń. Jest on bardziej czekoladowy niż w Polsce.
Kładziemy się spać ok 23. Czy wiecie, że równo za rok będziemy już mężem i żoną?
Ostatnio nie robiłam dużo zdjęć, muszę to nadrobić...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz