piątek, 25 stycznia 2013

Istambuł, dzień szósty

"Podróż przecież nie zaczyna się w momencie, kiedy ruszamy w drogę, i nie kończy, kiedy dotarliśmy do mety. W rzeczywistości zaczyna się dużo wcześniej i praktycznie nie kończy się nigdy, bo taśma pamięci kręci się w nas dalej, mimo że fizycznie dawno już nie ruszamy się z miejsca. Wszak istnieje coś takiego jak zarażenie podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalnej."

Ryszard Kapuściński w "Podróżach z Herodotem" (cytat zasięgnięty z maila od Jagody :))

Jest piątek, najspokojniejszy dzień z naszej podróży po Istambule. Gdy razem z Adrianem zasiadamy do śniadania Alptu wychodzi pozałatwiać kilka swoich spraw. Następne my ruszamy na szybkie zakupy do pobliskiego centrum handlowego, gdzie kupujemy produkty na pierogi, jak i prezent dla naszego kolegi. Gdy wracamy do domu zabieramy się, razem z mamą Alptu, za robienie mante, czyli naszego tradycyjnego dania w wersji tureckiej.
Więc ten dzień jest poświęcony gotowaniu.

Po południu, gdy wszystko było już gotowe i gdy Alptu wrócił udajemy się "na miasto". Kierujemy się na Taksim, gdzie w jednej z kawiarni znajdującej się na dachu wypijamy kawę. Następnie wędrujemy nad Bosforem.
Ten wieczór spędzamy również z koleżanka Alptu...







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz