poniedziałek, 14 stycznia 2013

Istambuł, dzień pierwszy

" Należy je poznawać spokojnie i pomału, chłonąc widoki strzelistych minaretów czy niespiesznie gawędząc za sprzedawcą dywanów przy kolejnej szklaneczce słodkiej mocnej herbaty"

Taki cytat znalazłam w naszym przewodniku i bardzo mi się podoba. Z tego co słyszę, ludzie często biegają po tym mieście, a myślę, że aby je poznać trzeba na chwilę zwolnić... chodź czy jest to łatwe, dla nas zapracowanych ludzi XXI wieku? ;)

I jeszcze jedno pytanie, jak się tu znaleźliśmy?
Najprościej jest odpowiedzieć, przyjechaliśmy autobusem. Zatrzymaliśmy się u rodziców Adriana kolegi z uczelni... " I tu jest pies pogrzebany". Mówię to ze śmiechem, bo bardzo tu o nas dbają, chodź my szukamy chwili swobody. Przyjechaliśmy dziś po 6 rano razem z Mamą naszego kolegi (on niestety został jeszcze na kilka dni w Ankarze z powodu egzaminów) i pierwsze nasze zaskoczenie to fakt, że jest ona zachustowana. Kolejna sprawa, to fakt, że rodzice Alptu nie mówią po angielsku. Gdy dojechaliśmy odebrał nas tata, głowa rodziny, niski i przysadzisty z wyrazem twarzy który ciężko odgadnąć. Zaczęliśmy od oglądania zdjęć. Zobaczyłam, że "pani żona" była nauczycielką w-f i przez wile lat była odkryta, dlaczego w końcu się nawróciła? Muszę się do czegoś przyznać, trudno mi zrozumieć zachustowanie....
I w trakcie zdjęć przyszedł do nas kolega Alptu, Ur, który miał być naszym językowym pośrednikiem. Jego angielski jest dość słaby i niestety, zbyt dużo nie był pomocny, ale sympatyczny chłopak. W między czasie tata zabrał się za śniadanie. Były oliwki (obowiązkowo trzeba zjeść 5 każdego dnia), chleb, simit (turecki precel), chłwa (jupi :)), jajka, frytki, ser i herbata (obligatoryjne po 4 szklaneczki dla każdego). I wtedy to się stało, nie mam pojęcia czemu, ale zachustowli mnie! Zostałam zaatakowana od tyłu, mama przyniosła dla mnie chustkę i założyła mi ją na głowę. Trochę mnie zamurowało, zebrałam gorące komplementy, jak pięknie wyglądam i spostrzegłam przerażoną minę Adriana. Oczywiście nie było tragicznie, w miłej atmosferze zjedliśmy śniadanie i przeszliśmy do pokoju komputerowego aby skontaktować się z Alptu. Odetchnęłam z ulgą, gdy po zobaczeniu mnie zapytał ze śmiechem "co oni ci zrobili?".
Chwilę po 10 wyszliśmy z Ur zwiedzać miasto, ja już byłam bez chusty. Istambuł tego dnia był pochmurny i bardzo zimny. Najpierw chwilę pokrzątaliśmy się po tym mieście, poszliśmy na dworzec kolejowy dowiedzieć się o bilety do Bukaresztu i zaczęliśmy od bazaru. Uwielbiam takie miejsca, a czar pamiątek, przypraw, smakołyków przyprawia mnie o zawroty głowy. Prawie każdy sklepikarz zagadywał nas po angielsku. Powoli dochodzi do mnie, że pomimo całych starań nikt nie bierze mnie za Turczynkę :)
Ruszyliśmy w kierunku Pałacu Topkapi, dworu sułtanów. Jest on ogromny i pełen przepychu. Najbardziej zachwycają mnie płytki/ ceramika z pięknymi wzorami.
Niestety zmęczenie po słabo przespanej nocy dało się nam we znaki i czasem krążyliśmy niczym lunatycy. Dobrym pomysłem okazało się wypicie salep, które nas ogrzało i dodało trochę energii. Salep jest to napój pomiędzy budyniem a mlekiem i ten istambulski był na prawdę dobry!
Teraz przyszła pora na Hagię Sophię! Na to czekałam najbardziej i jak dla mnie jest ona piękna! Powstała ona za panowania cesarza Justyniana w 537 roku. W środku widać połączenie chrześcijańskich motywów ze standardowymi elementami meczetu. Ciekawym miejscem jest również płacząca kolumna. Według legendy cesarz Justynian wyleczył się z bólu głowy przykładając swoje czoło do niej i do teraz leczy ona dolegliwości, a swą nazwę zawdzięcza wodzie, która się na niej gromadzi.
Teraz meczet, który był wybudowany aby przyćmić Hagię Sophię, Sultan Ahmet Camii, czyli błękitny meczet. Ciekawostką jest to, że sułtan wybudował tu sześć minaretów. Jest to tyle samo co w Mekce, to jednak wywołało wielkie oburzenie, dlatego też dobudował on tam siódmy minaret . A co można powiedzieć o samym meczecie? Jak dla mnie, wszystkie one są łudząco podobne do siebie, dywany, schody do nieba, nisza w kierunku do Mekki...
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na herbacie. W naszym nowym domu zjedliśmy obiad z naszymi gospodarzami, wykąpaliśmy się i ruszyliśmy na zasłużony odpoczynek.

ps- jeszcze chciałam dodać drobną obserwację. Istambuł jest raczej konserwatywnym miastem, co mnie zaskoczyło. Dużo zachustowanych, meczetów itp.  :)






pałac Topkapi


Pałac Topkapi, Adrian i Ur

wnętrze Hagi Sophi

cudne płytki w pałacu Topkapi

na tle Hagi Sophi

płacząca kolumna

pod Istambuł University


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz