sobota, 22 grudnia 2012

tuż przed Bożym Narodzeniem

Jest to mój przedświąteczny wpis, za dwa dni wigilia, a ja wciąż nie mogę w to uwierzyć.  Jeszcze mam trochę czasu i mam nadzieję odmienić moje myśli, ale to będą zupełnie inne święta. Bez rodziny, w kraj gdzie się ich nie obchodzi, w gronie studentów z różnych krajów Europy...

Właśnie mijają dwa tygodnie od naszej podróży, też moje dwa tygodnie na reumatologii. Co się wydarzyło? Wybaczcie, pominę chronologię.

Ostatnia niedziela to było spotkanie wigilijne w polskiej ambasadzie. Mieści się ona niedaleko ulicy polskiej, jest bardzo duża i elegancka. To nas zaskoczyło, bo turecka ambasada w Warszawie nie jest za ciekawa, ani ładna.
Spotkaliśmy się z resztą erasmusów, także z ważnymi osobistościami polskiej dyplomacji i księdzem Bartkiem, którego znamy już z domu Maryi. Zaczęło się od mszy świętej, pierwszy raz w języku polskim od ok 3,5 miesiąca. Następnie "skromny poczęstunek" jak było napisane w zaproszeniach i ku mojemu rozczarowaniu, na prawdę był skromny, ale bardzo smaczny, słodkie babeczki :) A ostatni punkt programu to wspólne śpiewanie kolęd. Pani Maria grała na fortepianie, od wielu lat jest wykładowczynią muzykologii na jednym z tutejszych uniwersytetów. Niedługo po tym ostatnim punkcie programu, my erasmusi zebraliśmy się, postanowiliśmy, że trzeba coś zjeść ;) I poszliśmy jeszcze wspólnie do knajpki nieopodal na obiad.
Ale to nie było wszystko na ten dzień. Wieczór spędziliśmy również wspólnie w pubie na pogaduchach .

Coś nowego w trakcie tych dwóch tygodni to squash. Poszliśmy w niego pograć razem z zaprzyjaźnioną parą z Czech, Petrą i Danim. Dobra gra!

Następnie moje urodziny! Miały one miejsce 18 grudnia we wtorek. Gdy wróciłam z uczelni, znalazłam instrukcję od Adriana jak dojść w miejsce kolacji! Zebrałam się i poszłam, wiedziałam, że będę potrzebowała trochę więcej czasu. Chodziłam, błądziłam aż wydarzył się mały wypadek. Adrian przygotował opis drogi w formie fiszek i niestety dwie mi wypadły i nie umiałam ich umiejscowić w ich właściwym miejscu... brrrr... trochę jeszcze próbowałam, ale w pewnym momencie gdy się rozejrzałam dookoła to ujrzałam kolorową kurtkę Adriana :) na wszelki wypadek postanowił mnie śledzić. Tak więc razem dotarliśmy do wyznaczonej restauracji, spędziliśmy miły wieczór i zjedliśmy dobre jedzenie. Dostałam również piękne czerwone goździki. Wieczorem obejrzeliśmy film "była sobie dziewczyna".
I tym co sprawiło mi również bardzo dużą radość był najnowszy numer "Zwierciadła" od moich sióstr! Tęskniłam za tą gazetą.

Odwiedziliśmy też passage :) jest to klub bardzo znany wśród erasmusów, a który my odwiedliśmy dopiero pierwszy raz. I byłam mile zaskoczona. Większość z miejsc które odwiedzamy do potańczenia są nieciekawe, ze słabą muzyką, a tu nie :) Muzyka była na prawdę dobra! Było to pożegnanie naszej koleżanki Marty, która właśnie wróciła do Polski.

Och, dużo tego, było jeszcze Muzeum Cywilizacji Anatolijskich (bardzo ciekawe), spacer po starym Ulusie, zakupy świąteczne z Petrą (potrzebowałam babskiego powłóczenia się po centrum handlowym :)), pilates w ramach zajęć z reumatologii, filmy Kieślowskiego (trzy kolory)....
I wiecie co? Ostatnimi czasy potrzebuję bardzo dużo snu. Zaskakuje mnie to, bo 8 godzin mi nie wystarcza. Poranki przed uczelnią to dla mnie prawdziwy ból istnienia...

Kończę bo z Adrianem musimy iść na zakupy, jest ranek, czas śniadania, a lodówka niemiłosiernie pusta :)


Podczas jednej z domówek okazało się, że jest nas bardzo dużo polaków, gdyż odwiedzili nas również erasmusi z Izmiru i Istambułu :)

w ambasadzie

widok z naszego okna

na uczelni ze studentami :) bardzo lubię Nailę, trzecią dziewczynę od lewej

w ambasadzie, prezenty dla dzieci

tuż przed śpiewaniem kolęd



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz