Ale jestem spokojna. Zgodnie z tym, co panie psycholożki mówiły, zaraz po tej fazie zmęczenia etc. następuje faza adaptacji, czyli zdrowienia i podobno to wszystko jest normą. I sama to czuję, że teraz może być już jedynie lepiej :)
Dobrze, a teraz do konkretów.
Wojna się rozpętała, chodzi oczywiście o Memeta i Sanne, ale bardziej o tą pierwszą osobę. Razem z Adrianem uznaliśmy, że już mamy dosyć mieszkania z nim. Myślę, że nie ma sensu wymieniać powodów, powinno wystarczyć to, że jest starszym facetem (!), nie studentem, a tym bardziej erasmusem, który mieszka z nami, w mieszkaniu za które płacimy i w którym chcemy czuć się dobrze. Było ostro, wśród racji, krzyków, tłumaczeń, a ja sama staczałam walkę ze sobą, bo nie było to takie łatwe. Co jest najlepszym wyjściem, co jest dobre i słuszne i czego tak na prawdę chcę?
Teraz mamy coś w rodzaju zimnej wojny, Mamet został, z Sanne moje stosunki są oficjalne.
Dla równowagi w ostatni poniedziałek wprowadziła się do nas Agnieszka z Polski, studiuje medycynę w Białymstoku, fajna dziewczyna.
Czuję teraz, że ostatni tydzień trochę mi się zlewa. Pamiętam, że w środę, właśnie z Agą poszłyśmy na herbatę i sziszę. Jeden z miłych wieczorów, a po powrocie Adrian przygotował dla nas turecki przysmak ;)
W piątek Adrian, razem z erasmusami z Ankara University, wyjechał do Kapadocji. Byli tam do soboty. Wiem, że póki co, jest to dla niego najlepsze miejsce, jakie w Turcji odwiedził i myślę, że ja myślę tak samo...
Natomiast ja kończyłam moje zajęcia z pediatrii. W piątkowe popołudnie wyszłam ze szpitala jak poobijana. Zmęczona, mająca wszystkiego dość. Wtedy zdarzyła się miła rzecz. Idąc przez kampus wpadłam na Umita. Zaczęliśmy rozmawiać. Opowiedziałam mu trochę o sytuacji w mieszkaniu i tym jak się czuję. I poszliśmy na herbatę.
Umit jest tu moim mentorem, znajomym z Polski, który sam przeżył erasmusa i wie, jak niektóe rzeczy wyglądają. Powiedział mi, że on też przeżył tą sinusoidę i dał mi dużo zrozumienia i wsparcia, czego bardzo potrzebowałam. Był to typ rozmowy, po której człowiek czuje się oczyszczony i lżejszy.
I tego wieczoru, razem z Agą, jej dwoma kolegami i ich koleżanką poszłyśmy do knajpki na piwo, nazywała się retrox i była całkiem klimatyczna :)
Sobota to odpoczynek, a potem bardzo długi spacer do biblioteki narodowej, gdzie również wybrałam się z Agą. Dużo przeszłyśmy, bo prawie całą nitkę metra ! A potem byłyśmy na spotkaniu z jednym z naszych kierowców z podróży w trakcie bayramu, który przyjechał do Ankary na kurs.
Wieczorem wrócił Adrian. Obejrzeliśmy zdjęcia, rozmawialiśmy i dokończyliśmy oglądanie filmu "Lista Schindlera".
A niedziela to Kościół i wspólne robienie racuchów. I wiecie, co nas czeka za tydzień? Indyk z okazji Święta Dziękczynienia u Pana ambasadora USA i jego żony, która jest Polką. Już chyba o nich pisałam, bo poznaliśmy ich również w Kościele.
I nie ukrywam, że jestem podekscytowana tą perspektywą ;)
A dziś zaczęłam kardiopulmonologię :) i jestem gotowa na przyjęcie lepszych dni.
ps- zapomniałam jeszcze opisać wtorek, który był bardzo udanym dniem u Adriana na Uniwersytecie, gdzie pomagałam mu trochę w jego badaniach do pracy magisterskiej, odwiedziliśmy jezioro na Golbasi i poszliśmy na kawę do Starbucksa :)
![]() |
jeden z ostatnich ciepłych dni, na uczelni |
![]() |
Adrian w Kapadocji |
![]() |
Kapadocja |
![]() |
studia |
Jezioro Golbasi |
kawa |
wieczór z Agnieszką |
przy robieniu racuchów |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz