Jest to ważny dokument i na jego wyrobienie mamy miesiąc od momentu przekroczenia granicy, aby móc legalnie tu przebywać. W celu jego uzyskania musimy wybrać się na policję. W praktyce okazuje się to jednak dużo bardziej skomplikowane...
Pierwszą sprawą jest fakt, że takie pozwolenie kosztuje 172 TL, jak dla nas są to duże pieniądze. Następnie trzeba zgromadzić dokumenty, nie jest ich tak dużo: oświadczenie z uczelni, 5 zdjęć, ksero paszportu.
I pójść na policję. Słyszałam, że jest tam dużo osób, więc wstałam rano o 6.15. Policja zaczyna wpuszczać nas ok 8, wtedy możemy wziąć numerek z maszyny i spokojnie czekać na swoją kolej. Urzędnik (jeden, mówiący jedynie po turecku) zaczyna przyjmować ok 8.40.
Gdy dojechałam na miejsce, była godzina 7.45, a kolejka jak wąż wiła się daleko daleko. Stanęłam na jej końcu i zaczęłam rozmawiać z dziewczyną przede mną. Studentka z Iranu, bardzo sympatyczna. Dowiedziałam się, że kobiety mają tam bezwzględny zakaz odkrywania swojego ciała, nawet turystki muszą być zakryte, pokazała mi swój paszport, gdzie mogłam ją zobaczyć w chuście. Tu w Turcji chodzi odsłonięta.
O 8 zaczęli nas wpuszczać. Najpierw trzeba było przejść przez ochronę, a dalej... moja towarzyszka powiedziała, że musimy biec i ku mojemu zaskoczeniu wiele osób to robiło. Dobiegłyśmy do kolejnej kolejki, po numerek.
Niestety, było za późno.
Jak to możliwe? Przecież tak nie może być! Żart?
Słyszałam, że są kolejki, że trzeba czekać, ale nie myślałam, że tak to wygląda. Usłyszałam jeszcze, że jeden chłopak był tu od 4 rano! Czy jutro też tak powinnam wstać? Brrr... nie wiem co robić.
Wracając rozdzielam się z moją Irańską towarzyszką, ale nawiązuję nową znajomość. Tym razem moja koleżanka jest z Maroka. Razem wracamy metrem do naszych spraw.
No cóż, jutro powinno się udać. Mam nadzieję, że 5 rano wystarczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz