Kolejny dzień, to kurs tureckiego. Również na tym samym kampusie, Beytepe. Jest to kampus na granicy miasta, a to oznacza długą podróż. Kurs trochę nas rozczarowuje. Miał być dla początkujących, a większość z obecnych ludzi mówi tu biegle po turecku...
Wracam dość szybko do mieszkania, gdzie polska ekipa z Akara University przygotowuje pierogi, buraczki, jajka, placki ziemniaczane na eurodinner. Cała impreza odbywa się na uniwersytecie niedaleko stacji Tandogan, jest smacznie :)
Kolejny dzień to czwartek, załatwianie pozwolenia na pobyt, dalej z Adrianem jedziemy do jego biura europejskiego, zjadamy lunch i wracamy do mieszkania. Zajmujemy się mailami, facebookiem, nauką angielskiego...
Tego wieczoru odbywa się wielka impreza erasmusowa (powitalna). Z Adrianem rezygnujemy z niej. Głównie dlatego, że jest za droga, a mamy tu dużo wydatków,a w planach jeszcze kilka podróży... Postanawiamy jednak dołączyć do "bifor party" w mieszkaniu naszych znajomych.
Trochę się gubimy, ale docieramy na miejsce. Póki co, nie ma jeszcze wielu ludzi, ale atmosfera jest fajna i ludzie powoli się schodzą. To był przyjemny wieczór. I przy alkoholu angielski idzie dużo łatwiej ;)
A tym czasem w naszym mieszkaniu podobna impreza. Gdy przychodzimy ludzie się powoli rozchodzą, wszyscy idą do klubu. Zostajemy tylko my z Adrianem, Sanny i Klaudia, czyli ekipa mieszkaniowa. Dziewczyny też nie mają ochoty na szaloną noc.
Siedzimy w pokoju gościnnym i rozmawiamy, gdy nagle dzwonek do drzwi. Jest już po 23, kto to może być? Może ktoś czegoś zapomniał? Zaglądamy przez wizjer, ale nie znamy tego mężczyzny, wygląda przyjaźnie, jednak nie chcemy otwierać. Może to sąsiad, który jest zły, z powodu imprezy? Dzwonek dzwoni kolejny raz i kolejny... jest natarczywy. Gasimy światła i chowamy się w pokoju Sanny. Sytuacja się przedłuża, a on ciągle dzwoni i puka. Zaczynamy się martwić. O co mu chodzi? Zaczyna próbować otworzyć drzwi. Zastanawiamy się, czy dzwonić na policję, ale i tak by nas nie zrozumieli... Postanawiamy, że Sanny zadzwoni do swojego chłopaka Turka, który mieszka w Izmirze, a ma brata policjanta tu, w Ankarze.
Co się okazuje? Był to właśnie jego kolega. Chłopak Sanny martwił się, bo nie mógł się do niej dodzwonić i wysłał swojego kolegę do jej mieszkania.
Odetchnęłam z ulgą, chodź wiem, że Sanny jest bardzo zła...
A dziś mamy piątek. Jest on bardzo leniwy. Bez budzika, bez konkretnego planu. Z naleśnikami i jajecznicą, z zakupami, siedzeniem na ławce i podglądaniem mężczyzn modlących się w meczecie. Zrobiłam też coś :) spójrzcie na zdjęciu...
Polska ekipa na eurodinner, sporo nas ;)
Czwartkowy lunch na Hacettepe, niestety nie mogę przekręcić zdjęcia... |
Bifor party |
Mężczyźni modlący się w meczecie |
moje dzisiejsze dzieło z muszelek z Manavgatu |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz