sobota, 15 września 2012

pierwsze tureckie dni





Moi Drodzy,
chciałabym tyle opisać, bo każdy dzień jest tak brzemienny w wydarzenia, odczucia, obrazy. Dziś mamy sobotę, właśnie za oknem słychać dziwne tureckie okrzyki, ale tym razem to nie ezan, ale mężczyzna który zbiera złom lub starocie, zadziwia mnie ich donośny głos.
Wczoraj wieczorem mieliśmy gości. Urządziliśmy polską kolację, zaprosiliśmy Umita z Mucize, naszych tureckich znajomych oraz Sanne, nasza belgijska współlokatorka.
Najpierw były zakupy. Ciężko było znaleźć nam odpowiednie składniki, więc trochę musieliśmy się nagimnastykować, żeby wszystko do siebie pasowało, a postanowiliśmy zrobić pomidorową, pierogi z grzybami, a na deser bajaderki (hmmm... chyba nie są polskie, ale nie wymagają piekarnika). Jak wiadomo, zakupy są bardzo męczącą sprawą, więc zrobiliśmy przerwę na kebapa. Kosztował jedynie trzy tureckie liry, a był syty i smaczny. Ciągle nie mogę zrozumieć różnicy między kebapem a donerem, a wiem, że ona istnieje. Doner jest to danie z mięsem, które się kręci i w ten sposób podpieka, wiem tyle, ale może innym razem uda mi się rozwikłać tą zagadkę ;) Po kebapie dostaliśmy turecką herbatę, bardzo lubię ten zwyczaj.
Kolejny etap to przygotowania, które okazały się dłuższe niż myślałam, bo zaczęliśmy o 18, umówieni byliśmy na 22 (Mucize miała do późna kurs angielskiego) i prawie do 22 byliśmy w kuchni, moja działka to były pierogi i muszę powiedzieć, że jestem z siebie dumna. Adrian zajął się zupą i bajaderkami.
Gdy przyszli goście wszystko było gotowe. Mucize przygotowała tureckie danie, co było miłą niespodzianką. Nie pamiętam nazwy, ale to coś w rodzaju sałatki z rodzajem kaszy, której nie znam. Bardzo smaczne i lekkie.
Był to przyjemny wieczór. Dużo rozmawialiśmy o studiach, naszych krajach, religiach, zwyczajach.
Taki był wieczór, a teraz wrócę jeszcze na chwilę do dnia. Był ona aktywny. Rano byłam rozmawiać z Volgą, moją turecką koordynatorką i dowiedziałam się, że od poniedziałku zaczynam już mojej zajęcia. Potem pojechaliśmy z Adrianem na jego wydział, ale niestety nie udało nam się nic załatwić, przy okazji zwiedziliśmy nasz pierwszy meczet w Turcji, Maltepe. Dalej pojechaliśmy znów na moją uczelnię, ale tym razem na lunch, który kosztuje 1 TL, a jest bardzo duży, składa się z zupy, drugiego dania, sałatki, deseru (tym razem był to melon). Do tego bułki i woda w dowolnych ilościach, to lubimy ;)

Tak w skrócie wyglądał nasz piąty turecki dzień...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz