czwartek, 20 września 2012

O tym, jak powoli robi się coraz bardziej swojsko

Dziś jest pierwszy dzień, kiedy czuję się spokojniej, czuję, że to powoli jest mój świat, już nie taki obcy. To takie ważne i miłe.
Dzień zaczął się ezanem, wdarł się w mój sen. Mieliśmy otwarte okno, bo ciągle jest tu gorąco. Dla mnie ten dźwięk jest przerażający, głośny i nie chciał się skończyć. Już nie dałam rady wrócić do krainy sennych marzeń. Adrian również się obudził i nie mógł zasnąć. Wstałam niecałą godzinę później, ok 6.20. Wziełam komputer i usadowiłam się w pustym pokoju. Postanowiłam zajrzeć na bloga mojej siostry, która przebywa teraz w Kiszyniowie. Znacie to uczucie ulgi, gdy widzicie, że ktoś czuje lub przeżywa to samo? Właśnie miałam tak, gdy czytałam jej zapiski.
Zdążyłam się przy okazji trochę pouczyć, poczytałam o więzadle krzyżowym przednim, zebrałam się i poszłam na mój Uniwersytet.
Pogoda dzisiejszego dnia (po raz pierwszy odkąd tu jesteśmy) jest znośna. Bardzo ciepło, ale wieje delikatny wiatr i są chmury.
Coraz bardziej podoba mi się na studiach, podczas naszych klinicznych zajęć. Dziś byłyśmy same z Jasmin, Sanny musiała załatwić swoje pozwolenie na pobyt, mamy na to miesiąc od przyjazdu tu i właśnie mija jej czas. Okropne jest to, że za to musimy płacić 172 TL...
Czuję się swobodniej. Może jedynie Volga, nasza koordynatorka jest zimna i czuję przed nią respekt. A czeka mnie załatwianie z nią spraw związanych z porozumieniem na temat planu zajęć, tzw. Learning Agreement.
O 11.30 mogłyśmy pójść na lunch. Tak bardzo lubię ten moment. Zawsze zastanawiam się, co będzie tego dnia do zjedzenia. Dziś była zupa (średnia, w rodzaju pomidorówki), faszerowane papryczki (trochę jak nasze polskie gołąbki, tylko zamiast kapusty jest papryka), dwa ciastka, jakby francuskie i kompot wiśniowy. Potem wraz z Jasmin  poszłyśmy do sali komputerowej, trochę "popracować", jak my to nazywamy. Ja wyszłam trochę szybciej i czekając na nią na ławce na dworze spotkała Fathiego. Tak go lubię, jego sam  widok sprawia, że się uśmiecham i czuję, że to swój człowiek. Lubię jego "don't worry". Zna trochę polskiego, bo kiedyś się go uczył, więc wita mnie słowami: "cześć! jak się masz?". Czy już wspominałam, że to pracownik uczelni, który wyrabiał moją studencką ID kartę?
Wróciłyśmy z Jasmin na nasz wydział, a tam usłyszałyśmy to, co wczoraj:" dziś nie ma pacjentów, możecie iść do domu". Juupi!! Lubię to, ale nie rozumiem jednego, dlaczego "Hodżia" (nauczyciel) nie powie nam tego przed przerwą, która trwa dwie godziny? No cóż...
Jeszcze opowiem o jednym odkryciu, którego dokonaliśmy wczoraj wieczorem. Poszliśmy z Adrianem na spacer i postanowiliśmy zjeść lody w pobliskiej kawiarni. Po pierwsze były pyszne i do tego polane czekoladą, a po drugie bardzo tanie :) za pięć gałek zapłaciliśmy 2TL.
                                                            A oto nasza stacja metra
                                                                       i jej okolica
                                                          a na koniec rozpiska stacji :)

ps- dziś jeszcze przed nami wieczorne wyjście ze studentami z ankarskiejgo uniwersytetu, może być ciekawie ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz