Gdy wstajemy rano, Stefan jest już w pracy. Z Koko idziemy przejść się na miasto, a Adrian wybiera spacer po pobliskim lesie.
Dojście do centrum zajmuje nam około godziny. Rynek miejski jest bardzo ładny. Ratusz, kościoły, pałac kultury, do którego wchodzimy. Dzięki trwającym remontom udaje nam się wejść bez płacenia wstępu. Jesteśmy pod wrażeniem tego, co zastajemy. Piękne okna, malowidła na ścianach, aule. Gdy obchodzimy centrum dostajemy smsa od Adriana: "potrzebuję waszej pomocy". Oby dwie trochę się przestraszyłyśmy i już zdecydowanym krokiem ruszyłyśmy do domu.
Co się okazało? Adrian właśnie lepił bałwana...
Niedługo później wrócił Stefan. Po raz kolejny zjedliśmy pyszną kolację i spokojnie spędziliśmy wieczór.
Coraz mocniej ciągnie nas już do Polski. Targu Mures jest dla nas miejscem odpoczynku. A Marta i Stefan bardzo o nas dbaj, a ich sekretna szafka z łakociami stoi przed nami otworem.
Polubiłam Rumunię.
Do kraju wracamy busem. Kierowcą jest Rumun, mający żonę Polkę. Startujemy z Sibiu . Jest to ładne miasteczko. Zjadamy tu śniadanie i niestety nie mamy wiele czasu na zwiedzanie. Łapiemy jedynie obrazy starówki i kamienic.
Podróż jest długa i męcząca. Gubimy się, mamy dużo postojów, jest zimno i niestety współtowarzysze Polacy są marudni.
W Warszawie jesteśmy o 7 rano. Jest mroźno. W pośpiechu zapominamy jednej torby z bagażnika, ale odbierzemy ją za tydzień, gdy ten sam bus będzie kursował z powrotem do Rumunii.
A my łapiemy pks do Makowa Mazowieckiego. Czy to możliwe, że to już koniec naszej wielkiej erasmusowej przygody? Tak, ale początek czegoś nowego :)
Adrian i Stefan dmuchający materac |
pod pałacem kultury |
w środku |
j.w. |
przygotowywanie obiadu |
piękna okolica |
![]() |
czarna kawa i pierniki |
![]() |
Siostry |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz